Właśnie przed chwilą w TVP Info zobaczyłem relację z jakiegoś wiecu i takie słowa wręcz wykrzyczał minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Zażądał przy tym od prezydenta Dudy zajęcia się tym problemem. O co chodzi? O wrześniowe referendum. Trochę to dziwne, bo jakoś nie słyszałem tak ostrych słów w czasie, gdy referendum zarządził prezydent Komorowski.
Ba! Minister Kosiniak-Kamysz osobiście dołączył do sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego już po ogłoszeniu decyzji w sprawie referendum. Nie wiedział wtedy, że dołączył do sztabu człowieka, który dzieli Naród? Dzisiaj PSL życzy sobie, by nowowybrany prezydent wycofał referendum. Nawet nie ciekawi mnie odpowiedź na pytanie, czy tak samo Kosiniak-Kamysz zachowywałby się w sytuacji, gdyby wybory wygrał Bronisław Komorowski, albowiem hipokryzja PSL jest powszechnie znana.
Politycy tej partii zawsze są "za" i zawsze "przeciw". Później, w zależności od potrzeb i okoliczności, powołują się na taką wersję, która umożliwia im maksymalne profity. W maju ocenili, że ogłoszenie referendum może zwiększyć szanse Bronisława Komorowskiego na reelekcję i byli umiarkowanie "za". Dopiero w sierpniu doczytali się, że referendum będzie kosztowało coś ok. 100 mln zł, więc są "przeciw" i postulują, by pieniądze przeznaczyć na cele czysto społeczne, bo referendum jest zbędne.
Nie mam nic przeciwko temu, by PSL posiedziało sobie co najmniej jedną kadencję na ławce rezerwowych parlamentarzystów. Może taka kara spowodowałaby, że z partii wypadłaby część obłudników i kunktatorów. Może byłby to także pierwszy krok do rozbicia skostniałych układów i układzików we wsiach i małych miasteczkach opanowanych przez działaczy PSL
Komentarze